Strona główna

Olimpijka i paraolimpijczyk w ChKŻ-cie

Olimpijka i paraolimpijczyk w ChKŻ-cie

2016-08-25 15:19:40  |  Agata Wiśniewska

Z Irminy Mrózek - Gliszczynskiej opadają już emocje związane z Igrzyskami Olimpijskimi w Rio de Janeiro. Żeglarka rywalizację w klasie 470 zakończyła na 10. miejscu. Najważniejszy sportowy sprawdzian za to przed Lechem Stoltmanem. Kulomiot zadebiutuje na Paraolimpiadzie 16 września. - Będę walczyć o medal - zapowiada.


Para sportowców spotkała się wczoraj w Chojnickim Klubie Żeglarskim, rodzimym klubie żeglarki. Dla Irminy były kwiaty i gratulacje, nie zabrakło też uścisków. - Dzięki pani Chojnice stały się słyszalne - mówił wiceburmistrz Edward Pietrzyk, który na ręce olimpijki złożył także list gratulacyjny.

Irmina Mrózek - Gliszczynska, jak zwykle uśmiechnięta, obecnym na spotkaniu zrewanżowała się opowieściami z Rio, skąd ze swoją sterniczką Agnieszką Skrzypulec (SEJK Pogoń Szczecin) wróciła jako 10. kobieca ekipa świata w klasie 470. - Zrobiłyśmy minimum ustalone z trenerem - podkreślała. Mimo że żeglarki przez ostatnie dwa lata częściej bywały nad Zatoką Guanabara niż w Polsce, warunki je zaskoczyły. - My się przygotowałyśmy na mniejszy wiatr. To nie było takie Rio, jak my znamy. Wiatr na Atlantyku potrafił rozpędzić się do 40 węzłów. - To już była walka o życie. Bałyśmy się, że nie dopłyniemy do brzegu. Mężczyźni mieliby problem z poradzeniem sobie w tych warunkach. To jest dziwny akwen. Nawet to określenie nie oddaje tego, co się na nim działo. Wiatr schodził nieprzewidywalnie. (...) Możesz być na samym końcu, a za chwilę płyniesz pierwsza przez prąd, którego nie widzisz, on cię wynosi.

- Podobno jak ktoś wykorzysta swojego pecha na Mistrzostwach Świata, to nie powinien go mieć na igrzyskach - mówiła 24-latka. Przed czwartym wyścigiem Polkom "poszedł" bloczek w bomie i grot. - To jest żeglarstwo. Nie tylko talentem, ale sprzętem też trzeba wygrywać - podkreślała Irmina. Żeby być bliżej portu, żeglarki zamieszkały w hotelu, a nie w wiosce olimpijskiej. To dało im ponad dwie godziny oszczędności czasu. Tego po zejściu na ląd zostawało i tak niewiele. - Jadłyśmy kolację i szłyśmy spać. Odkryłyśmy przepyszne steki w restauracji, w której się stołowałyśmy.

Galę rozpoczęcia igrzysk dziewczyny, tak jak my, obejrzały w telewizji. - Przynajmniej coś zobaczyłyśmy. Sportowcy, którzy biorą udział w uroczystości, czekają schowani w hali na swoje wyjście.

O zwiedzaniu  nie było mowy, to wiązało się ze zbyt dużym ryzykiem. - Mieliśmy wcześniej szkolenia, co zrobić w razie napadu, a co, kiedy chcą cię porwać. Tam nie ma żartów. Skrzywdzić może cię nawet 12-latek pod wpływem narkotyków. Do wycieczek nie skłaniał też fetor i bałagan. - Syf i smród. Tego drugiego telewizja nie pokaże - nie owijała w bawełnę Irmina. Z lekarskiej apteczki największym powodzeniem cieszył się węgiel. - My na szczęście swoje już odchorowałyśmy przy poprzednich pobytach.

- Nawet po tak udanym wyścigu medalowym nie było imprezy? - nie dowierzał komendant ChKŻ Krzysztof Pestka. Ano nie było, bo dziewczyny musiały zapakować swój sprzęt, aby bezpiecznie wrócił do kraju.

Chojniczanka i szczecinianka chcą dalej pływać razem. Mają też apetyt na kolejne igrzyska.       - Zdobyłyśmy doświadczenie, które może pomóc nam w Tokio. Czekamy teraz na decyzję, czy klasa 470 pozostanie wśród dyscyplin olimpijskich.

- 30 lat temu zaczęła się dyskusja czy Finn ma pozostać. Jak widać, trzyma się dobrze - uspokajał komandor, któremu rośnie już kolejne pokolenie olimpijczyków. Relacji starszej koleżanki przysłuchiwał się bacznie m.in. Patryk Kosmalski, brązowy medalista Mistrzostw Polski w klasie Optimist.

Najważniejsze zawody świata to ciężki czas nie tylko dla sportowców i ich szkoleniowców. - Nigdy tak nie byłam zestresowana. Mąż nawet śmiał się, że zabroni mi śledzenia wyścigów na bieżąco w internecie. Strasznie przeżywałam - przyznała mama Irminy. Pani Jolanta na powrót córki czekała z wytęsknieniem, bo ta w domu jest gościem. Na dzień dobry Irmina zażyczyła sobie bigos. - Ma specyficzne gusta, jeśli chodzi o kuchnię - bigos, fasolka po bretońsku, żeberka - zdradza mama olimpijki. Teraz przed dziewczyną kilka tygodni wytchnienia. - Szukam chętnych, którzy pojadą ze mną na wakacje - śmieje się żeglarka. 20 września chojnicko-szczeciński team bronić będzie tytułu Mistrzyń Polski.

A za tydzień brazylijski klimat na własnej skórze poczuje Lech Stoltman. Na aklimatyzację kulomiot ma dobre dwa tygodnie. - Widziałem już różne warunki jeżdżąc po zawodach. Dla mnie najważniejsze, żeby móc się wyspać i żeby łazienka była przystosowana. Z resztą sobie poradzę. Cztery lata ciężko trenowałem, żeby pojechać na paraolimpiadę - mówi sportowiec. Przepustką na igrzyska było osiągnięcie jednego z pięciu najlepszych wyników na świecie. Życiówka Lecha wynosi 11,50 m, obecny rekord świata 12,04 m. - Będę walczył o medal. Nie po to tam jadę, żeby wycieczkę sobie zrobić, tylko będę walczyć o medal. Zrobię co się da - zapowiada lekkoatleta, który na własnej skórze zdążył się przekonać, że od wymarzonego krążka może dzielić centymetr.

Na Lecha stres działa mobilizująco. - Na zawodach osiągam takie wyniki, jakie nigdy na treningach, aczkolwiek olimpiada rządzi się swoimi prawami. Tutaj nawet pretendent do tytułu może nie wejść do finału.  Kula do pchnięcia waży 4 kg. - Lubię pchać taką o średnicy 110. Nowa bardzo się ślizga. Im starsza kula, tym lepsza - zdradza niepełnosprawny sportowiec.

Zawodnicy wybierający się do Brazylii przeszli już szkolenie z antydopingu. - Każdy musi się bać. Nawet w witaminach musujących może być substancja zabroniona. Mieliśmy też przypadek, że kolega wpadł na maku. Jadł bułki z makiem i wykryło troszkę morfiny. Trochę mnie to uświadomiło, bo ja cierpię na migrenę. Jak mnie złapie, będę musiał to przeżyć bez tabletek. Rodowity bytowianin do Chojnic zawędrował za żoną Judytą, wolontariuszką "Szansy". Do Rio wybiera się w towarzystwie fizjoterapeuty. - Na całą kadrę lekkoatletów tj. 31 osób, mamy do dyspozycji dwóch fizjoterapeutów.

- To niewiele. My miałyśmy jednego na siedem żeglarzy - zauważa Irmina.

Zmagania paraolimpijczyków będzie transmitować  TVP1. - Zaczynamy 7 września. Ja startuję 16 września o godz. 15 czasu polskiego. Pierwsze trzy pchnięcia i do finału przechodzi tylko ósemka. W mojej kategorii jest dwóch Polaków. Będzie komu kibicować - zachęca pan Leszek.

Na zdjęciu od lewej: Judyta i Lech Stoltmanowie, Jolanta Mrózek-Gliszczynska z córką Irminą.

Powiązane artykuły:

Najnowsze artykuły:

pełna wersja Chojnice24  |  do góry

© chojnice24.pl  |  powered by intensys.pl