Strona główna

Nerwowo na posiedzeniu komisji referendalnej

Nerwowo na posiedzeniu komisji referendalnej

2015-09-04 16:14:45  |  Tekst mz, fot. (aw)

Kontrowersje wokół listy podpisów i nerwowa atmosfera podczas obrad komisji referendalnej ws. likwidacji Straży Miejskiej w Chojnicach. Jej prace potrwają na pewno do przyszłego tygodnia. Wtedy okaże się, czy referendum w ogóle się odbędzie. Dzisiejszym obradom przysłuchiwało się dwóch burmistrzów.

 

- Brzydka sprawa przecieki, a obiecywano poufność – mówił jeszcze przed posiedzeniem komisji referendalnej jeden z inicjatorów referendum ws. likwidacji straży miejskiej Kamil Kaczmarek. W gazecie bowiem zdążył wyczytać, że referendum najpewniej nie będzie, a dziś zamiast roboczej komisji będzie konferencja prasowa. - Przyszliśmy pracować, a nie na podsumowanie – wtórował mu Artur Eichenlaub. Faktycznie przewodniczący doraźnej komisji Edward Gabryś wystosował zaproszenie do dziennikarzy. Nie było okazji przyglądać się mrówczej pracy komisji ze względu na dane wrażliwe, jakim są dane osobowe na kartach. Były za to słowne przepychanki między członkami komisji i urzędnikami – po jednej stronie, a inicjatorami referendum po drugiej.

Na dzień dobry radny Gabryś przedstawił wyniki pracy urzędników ratusza, którzy sprawdzili, czy podpisani na liście są zameldowani w Chojnicach, czy podane dane są pełne, czy zgadza się nr pesel czy adres. Takie braki znaleźli w 1145 przypadkach. Ujawnili też 47., w których podpisujący złożyli po 2 lub 3 podpisy. Wstępnie w porządku byłoby 3185 podpisów, co wystarczyłoby do ogłoszenia plebiscytu. Gorzej, że urzędnicy kwestionują same karty. Chodzi o to, że część ludzi deklarowała już na kartach, w jaki sposób by głosowała, a w nagłówku, zdaniem urzędników, powinno być tylko poparcie dla samej idei referendum, a nie konkretne pytania. - Inicjatorzy zawarli więcej, niż wymaga ustawa. To jej poprawianie – uznał sekretarz urzędu Robert Wajlonis. Artur Eichenlaub, który z ramienia komitetu zasiada w komisji, przypomniał, że na pierwszym posiedzeniu nie było formalnych zastrzeżeń. - Skąd pewność, że zakreślenia i dopiski były od początku? – zapytał. - To jest skandal! – na zarzut fałszerstwa oburzył się Wajlonis. Radca prawny z urzędu mówił też, że w tej chwili komisja doszła do tego, że są pewne braki.

Kiedy o głos poprosił Kamil Kaczmarek, usłyszał od prowadzącego zebranie: - Tylko krótko. Nie chcę słuchać pana wywodów. Zbierający podpisy tłumaczył, że w kartach zawarto treść pytań dla pełnej transparentności. - Nie widzę w tym błędu formalnego. Ilość podpisów jest wystarczająca. Chodzi tylko o zakreślenia poza obszarem do zbierania podpisów. Inne adnotacje nie mogą podważać woli mieszkańców – argumentował. - Osobiście nie mam wątpliwości co do intencji podpisujących. Wola mieszkańców i charakter dokumentu są tak samo ważne. Dlatego apeluję by spuścić z emocji i merytorycznie przystąpić do pracyMariusz Brunka mówił spokojnie. Jego zdaniem, mimo pracy urzędników, komisja i tak musi dokonać swojej weryfikacji. Antoni Szlanga chciał, żeby przyjąć bez procedowania błędy w 1145 przypadkach, bo urzędnicy mają w końcu większe doświadczenie. - Raczkujemy w temacie referendum lokalnego – przyznał. Kaczmarek zaproponował by zacząć od weryfikacji 17 kart budzących wątpliwości, a nie pojedynczych podpisów.

- Weźmy się w końcu do pracy – dyskusję, momentami gorącą, zakończył radny Marek Bona. W tym momencie dziennikarzom już podziękowano. Za to obradom komisji przyglądał się Marcin Wałdoch, społeczny asystent posłanki PiS Doroty Arciszewskiej – Mielewczyk.

 

Powiązane artykuły:

Najnowsze artykuły:

pełna wersja Chojnice24  |  do góry

© chojnice24.pl  |  powered by intensys.pl