Strona główna

'Ratunku nie ma. Lepiej zlikwidować'

'Ratunku nie ma. Lepiej zlikwidować'

2015-12-17 12:13:09  |  Tekst i fot. mz

Kampania referendalna na finiszu. Wczoraj w Chojnicach gościł postrach miejskich strażników Emil Rau. Wypowiadał się krytycznie i bez ogródek, bo na łupienie obywateli się nie godzi. Dla miejscowych strażników także był bezlitosny.

 

Była to druga wizyta łowcy fotoradarów w Chojnicach. - Ja tu nie byłem od tego czasu. Ja czuję się jak w „Roku 1984 r.” – książkę Orwella przyrównał do lokalnego Wielkiego Brata, czyli miejskiego monitoringu, gdzie miał okazję zobaczyć, jak monitoruje się pojedyncze osoby. Ten, zdaniem dziennikarza TVN Turbo, jest ukierunkowany na jeden cel - magię 26 cyfr, czyli numeru konta, na które mają wpływać pieniądze z mandatów. Kasa w przeciwieństwie do karania przez policję nie trafia do państwa, a zostaje na miejscu. Dlatego straż miejską w Chojnicach przyrównuje do nowotworu, bo znalazła sposób na swoje utrzymanie. Obrała nowy kierunek, bo bez fotoradarów, a z parkingami. Tyle że przez legalizowanie czegoś, co legalne nie jest. Emil Rau wrócił tu do swojej pierwszej wizyty na pl. Św. Jerzego, gdzie 500 zł płacili kierowcy za zaparkowanie na miejscu dla niepełnosprawnych, które było oznakowane niezgodnie z prawem. Co innego, gdy wszystko jest zgodnie z literą prawa.

Link do YouTube

- Dla mnie to miejsce jest świętością. Sam najchętniej od razu bym przebijał opony pełnosprawnym, którzy je zajęli – podkreślał wczorajszy gość inicjatorów referendum o likwidacji chojnickiej formacji. Podczas swojej powtórnej wizyty spostrzegł cud. - Znaki wyrosły! Sukces! Uważa jednak, że pieniądze wpłacone wcześniej przez kierowców (do czasu ustawienia znaków na prawidłowej wysokości – przyp. red.) do miejskiego budżetu powinny do nich wrócić. Tymczasem po zmianach na pl. Św. Jerzego i wprowadzeniu półgodzinnego czasu parkowania, strażnicy - według relacji Kamila Kaczmarka - mieli zakładać blokady celem... pouczenia kierowców. - Byli akurat w trakcie ocieplania wizerunku – załamuje ręce inicjator referendum, który dziwił się po co wkładać tyle w pracy w zakładanie i zdejmowanie blokad, skoro można informację z pouczeniem włożyć za wycieraczkę... - Cud referendum – skwitował łowca fotoradarów.

Po wojażach po kraju Emil Rau niestety nie ma dobrej opinii o więkoszości strażników miejskich "po dwutygodniowych kursach korespondencyjnych" – jak sam mówi. Wyjątkiem jest chociażby Zielona Góra. Rau mówił, że w tym 115-tysięcznym mieście 24 strażników faktycznie widać na ciemnych ulicach, czy interweniujących w sprawach porządku (śmieci, szamba). Chojnicka straż liczy 30 pracowników i kosztuje rocznie ponad 2 mln zł. - Czy jedzą ośmiorniczki z Warszawy? - kpił gość spotkania. - Fotel komendanta to najdroższy mebel w Chojnicach. Dlaczego opłaca się być świnią? On wie, że te pieniądze trafią na konto miasta. Oni się boją sądu i dlatego nas od razu sądem straszą. Z uporem maniaka wali głową w betonowy mur, ale wie, że za nim stoi burmistrz.

Emil Rau przyrównał straże miejskie do XVI-wiecznych poborców opłat za wjazd przez miejską bramę. - Zapomnieli o duchu prawa. Jego sens został wypaczony przez jeden przepis. Wpływy nie idą do skarbu państwa, a do strażnika miejskiego przez gminny budżet. Tu ratunku nie ma. Lepiej zlikwidować. A burmistrzowi radzi, by miejski Big Brother obsługiwały osoby bez munduru, np. ze spółdzielni inwalidów, którzy zawsze mogą zadzownić po policję. - Kamery monitoringu nie są urządzeniami rejestrującymi – zwraca uwagę. Dziennikarz uważa, że miastu nic się nie stanie w kwestii bezpieczeństwa, a 2 miliony naprawdę można lepiej wydać. Tym bardziej, że wpływy z mandatów są stosunkowo małe. - Ale sposób ich wyrywania... To gorsze niż na wyrwę, niż zbój z Mokotowa...

W niedzielę chojniczanie nie mogą liczyć na darmową taksówkę, której kierowcą będzie Rau. - W Jaśle podczas referendum robiłem za taxi. Niestety miałem już termin zaklepany. 30-procentową frekwencję wiążącą dla referendum nazywa brutalnym progiem. Jest pewien, że gros ludzi z rodzinami zatrudnionych w urzędach nie pójdzie. - Kto zabroni sprawdzić kto był?

Chojnicki komitet był w kontakcie z inicjatorem podobnego referendum w Pelplinie. Marcin Rulewski podczas spotkania w Chojnicach także podzielił się swoimi doświadczeniami z oporem władzy wobec społecznej inicjatywy. Kamil Kaczmarek w skrócie przedstawił, jak ta rodziła się w Chojnicach i jak jej pomysłodawcom rzucano kłody pod nogi. Pierwotny plan był taki, żeby referendum połączyć z wyborami parlamentarnymi 25 października. Wtedy o frekwencję zmartwienia by nie było. W tym terminie wiążący okazał się np. plebiscyt w Braniewie.

Powiązane artykuły:

Najnowsze artykuły:

pełna wersja Chojnice24  |  do góry

© chojnice24.pl  |  powered by intensys.pl