Strona główna

Chirurg z zarzutami. 19 czy 97 tysięcy?

Chirurg z zarzutami. 19 czy 97 tysięcy?

2016-01-07 14:50:38  |  Tekst Monika Szymecka, fot. arch.

Zakończyło się prawie dwuletnie śledztwo w sprawie lekarza z Chojnic. Tutejsi śledczy wyłączyli się z niej i trafiła do Miastka. Ireneusz O. miał szpital narazić na utratę 19 tys. zł wpisując w dokumentację medyczną świadczenia, których w rzeczywistości nie wykonał. Dyrekcja szpitala jeszcze przed prokuraturą ustaliła straty na prawie 100 tys. zł i od ręki oddała je do NFZ.

 

Z końcem ubiegłego roku prokuratura aktem oskarżenia przeciwko chirurgowi z Chojnic Ireneuszowi O. zamknęła śledztwo, które trwało aż od kwietnia 2014 i podczas którego przesłuchano ponad 1900 świadków. Jak informuje prokurator rejonowa z Miastka Joanna Kowalska, chojniczaninowi postawiono łącznie trzy zarzuty poświadczenia nieprawdy w dokumentacji medycznej. Według prokuratury doktor miał wprowadzić szpital w błąd co do tego, że wynikającego z niej świadczenia medyczne rzeczywiście wykonał, doprowadzając szpital do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w postaci pieniędzy poprzez wypłacanie tej kwoty przekazanej przez Narodowy Fundusz Zdrowia jako wynagrodzenie za rzekomo wykonane świadczenie medyczne. - Materiał dowodowy dał podstawę do postawienia zarzutów tylko odnośnie dokumentacji niecałych 200 osób – informuje prokurator Kowalska. Zarzuty dotyczą roku 2013, początku 2014 oraz sierpnia 2011 r. - Łącznie kwota tego niekorzystnego rozporządzenia to jest ok. 19 tys. zł – dodaje.

Tymczasem już w maju 2014 po kontroli zarządzonej w szpitalu i zwolnieniu lekarza jego dyrektor postanowił wycofać świadczenia dla NFZ na kwotę niespełna 100 tys. zł. - Pod koniec maja szpital wycofał raportowane nam wcześniej świadczenia medyczne udzielone przez wspomnianego lekarza na kwotę około 97 tys. – potwierdza rzecznik pomorskiego NFZ Mariusz Szymański. Wspomina, że to się odbyło bardzo szybko. Wystarczyło otworzyć tzw. bramki i to co szpital zgłosił, to wycofał. - Więc de facto myśmy z tego tytułu nie ucierpieli. Była to zdecydowanie większa kwota, ale dlaczego prokuratura taką ustaliła jako wątpliwą, tego już naprawdę nie wiem. Nikt nas specjalnie w tej materii w tej chwili nie przepytuje, a nasza wiedza jest dokładnie taka, jak ta, którą podał mediom dyrektor Bonna. Fundusze publiczne nie ucierpiały. Nie zostały nieprawidłowo wydane czy też przywłaszczone, jak można by było przypuszczać. My żadnej kontroli nie przeprowadzaliśmy, bo od razu efekt został zlikwidowany i przyczyna zlokalizowana przez sam szpital. Jedynie wątpliwości obserwatorów z zewnątrz może budzić kwota, ale to jest kwestia ustaleń prokuratury – mówi rzecznik pomorskiego NFZ.

O dwie różne kwoty pytamy dyrektora lecznicy Leszka Bonnę, który zapowiadał wytoczenie procesu cywilnego lekarzowi o zwrot nienależnie pobranych pieniędzy. Czy będzie się domagał - 19 tys. zł czy 97 tys. zł? Jeśli tej wyższej kwoty, to na jakiej podstawie i skąd rozbieżności w ustaleniach śledczych i szpitala? - To są dwie różne rzeczy. Prokuratura zajęła się ustaleniami dotyczącymi sprawy karnej, czyli działalności przestępczej. Ja nie wiem, bo z prokuratury nie mam informacji, tylko od pani. To co wyliczyła prokuratura, to są ewidentne działania pana doktora pewnie na granicy przestępstwa. A oprócz tego rodzaju rozliczeń są jeszcze świadczenia nieprawidłowo rozliczone w ocenie szpitala. Więc my generalnie domagamy się tej kwoty wyższej – odpowiada dyrektor Bonna.

Czy inni lekarze także mogli wpisywać w dokumenty coś, czego rzeczywiście nie zrobili? Czy szpital prześwietlił kogoś poza wspomnianych chirurgiem? - Wyrywkowo kontroli podlegał cały szpital, ale jeżeli chodzi o szczegółową kontrolę, to dotyczyła tego jednego przypadku na podstawie zgłoszenia, które do nas dotarło.

Sprawa zrobiła się głośna po pewnym anonimie. Wówczas w kwestii wypowiadał się także starosta, który jest organem prowadzącym dla Szpitala Specjalistycznego. Dziś Stanisław Skaja już nie był taki skory do wypowiedzi. - Proszę dzwonić do dyrektora. Ja nie mam w tej sprawie nic do powiedzenia. Nic nie wiem. Nie chcę, żeby mnie mieszano z takimi sprawami – stwierdził na początku rozmowy. Nasza reporterka przypomina, że na początku afery, jeszcze zanim sprawą zajęły się organy ścigania, starosta był bardziej wylewny. - Ja się wypowiadałem, bo miałem informacje od dyrektora szpitala. Dalej się nie wypowiadam w tym temacie. To jest sprawa między pracownikiem szpitala a dyrektorem – tłumaczy Skaja.

Na pytanie czy starostwo prowadziło kontrolę w szpitalu pod kątem rozliczenia świadczeń i kontraktów, odpowiada przecząco. - Żaden donos nie był przyczynkiem, że była rozpatrywana jakakolwiek sprawa - odpiera. Pytamy, któremu ustaleniu daje wiarę pokontrolnemu szpitala na kwotę 97 tys. zł czy 19 tys. zł, które w śledztwie trwającym prawie 2 lata ustaliła prokuratura? - Dla mnie dyrektor szpitala wie co robi. To jest naprawdę wewnętrzna sprawa szpitala – odpowiada na odczepnego. - Nie do końca wewnętrzną, skoro organy ścigania zajęły się sprawą - nasza reporterka zwraca uwagę. - Starosta nie zawiadamiał prokuratury, tylko dyrektor - przypomina.

Każda kradzież jest naganna. To nie podlega dyskusji. Zastanawiająca jest jednak różnica w jej skali, co zdaje się potwierdzać w swojej wypowiedzi rzecznik NFZ, kiedy przyznaje, że wątpliwości obserwatorów z zewnątrz może budzić kwota, ale to jest kwestia ustaleń prokuratury. Zadziwiająca jest także prędkość działania. Dyrektor chojnickiej lecznicy w tym przypadku podjął decyzję o rozwiązaniu kontraktu z chirurgiem już w lutym 2014 w atmosferze medialnego skandalu. A kiedy pięciu innym lekarzom z Chojnic postawiono zarzuty, dyrekcja stwierdziła po wewnętrznej kontroli, że nie ma podstaw do rozwiązania z nimi umów. Szpital dobrowolnie oddał pieniądze do NFZ i w dodatku, jak się teraz okazało, większe niż ustalone przez prokuraturę. NFZ protestować nie będzie, bo i po co, skoro fundusz nie ucierpiał z tego powodu. Trudno nie mieć wrażenia, że system dystrubycji i kontroli składek zdrowotnych wpłacanych przez Polaków ma pewne luki, a realizacja i kontrola realizacji kontraktów przez lekarzy podwykonawców szpitala może budzić zastrzeżenia. Tymczasem starosta, którego jednostką organizacyjną jest szpital i który jest odpowiedzialny za kontrolę nad jego dyrektorem, umywa ręce.

Powiązane artykuły:

Najnowsze artykuły:

pełna wersja Chojnice24  |  do góry

© chojnice24.pl  |  powered by intensys.pl