Strona główna

'Bycie wilkiem to strasznie trudny zawód'

'Bycie wilkiem to strasznie trudny zawód'

2017-10-20 18:07:39  |  Agata Wiśniewska

O powrocie drapieżników, niestety często przez nas demonizowanych, do Borów Tucholskich mówili dzisiaj naukowcy Sabina Nowak i Robert Mysłajek  ze Stowarzyszenia  dla Natury "Wilk". Według szacunków GUS w Polsce występuje około 1500 wilków. W najbliższej okolicy mamy watahę Odry, Przymuszewo. Do sierpnia br. idealnym terenem do życia drapieżników był także Rytel.



Działacze Stowarzyszenia dla Natury "Wilk" przyjechali z wykładem "Z wilkami po sąsiedzku - o powrocie dużych drapieżników do Borów Tucholskich" na zaproszenie Parku Narodowego "Bory Tucholskie". U podstaw spotkania leżało coraz częstsze pojawianie się tych drapieżników na naszym terenie. A niestety wciąż w społeczeństwie pokutuje zły obraz wilka. - Żyje w nas Czerwony Kapturek - ujęła clou problemu Moniak Sawicka, lekarz weterynarii z Czerska. Tymczasem wilka nie trzeba się bać, przynajmniej tego zdrowego, bo to my budzimy w nim lęk. A na nasze strachy najlepsza jest edukacja!

Wilki mają ogromne potrzeby przestrzenne. Potrzebują terenu do polowania i wychowywania młodych. Dlatego upodobały sobie lasy, szczególnie te nie podzielone na mniejsze fragmenty. Jedna wilcza rodzina liczy od 5 do 8 osób i zajmuje mniej więcej obszar wielkości Warszawy. Sprzyjają im tereny podmokłe. Na ich dietę w zdecydowanej większości składają się zwierzęta kopytne. Jeden atak na 5 jest skuteczny jeśli chodzi o sarny, 1 na 10 w przypadku jeleni. Sukcesem kończy się 1 na 20 polowań na łosia. - Bycie wilkiem to strasznie trudny zawód. Wilki często giną od ran zadanych przez zwierzęta kopytne. Ten wyścig z góry jest dla nich przegrany, bo one biegną tylko po obiad, a jelenie biegną po życie - mówiła dr Sabina Nowak, założycielka i prezes Stowarzyszenia  dla Natury "Wilk". W naszym kraju zagęszczenie zwierząt kopytnych jest tak duże, że praktycznie nie ma lasu, w którym wilk nie mógłby się stołować.

W poszukiwaniu partnera drapieżne ssaki przemierzają setki kilometrów. Tak też znalazły się na Pomorzu Zachodnim. - To wilki, które przeszły z wschodniej części kraju - informowała Nowak. Wskazany drapieżnik w Polsce Zachodniej pod ochroną jest od 1995 r. - Trzy lata później tj. w 1998 r. wilki ścisłą ochroną w całym kraju objął minister Szyszko. Było ich wtedy na terenie Polski około 600. Na lata 2008/2009 datuje się pierwszy rozród wilczej rodziny w Borach Tucholskich. - U wilków nie ma rozwodów. Pary rozpadają się tylko na skutek śmierci jednego z partnerów. Czas rui rozpoczyna się mniej więcej w okresie naszych Walentynek i trwa jakieś 3 tygodnie. Starsze rodzeństwo opiekuje się nowym miotem w czasie, gdy rodzice polują.  I właśnie w tym czasie, kiedy wilcza rodzina ulega powiększeniu najczęściej można zaobserwować wilka. Dostarczenie pożywienia 5-7 szczeniętom wymaga nie lada wysiłku. Rodzice w ciągu dnia robią sporą kilometrówkę, sami z wysiłku niemal nikną w oczach. Rocznie w lasach gospodarczych wilk przeciętnie zjada od 20 do 40 dzików. Młode odchodzą z watahy po ukończeniu roku lub dwóch. Przy okazji samotnej wędrówki zdarza im się robić głupoty jak np. upolować obiad z zagrody gospodarza czy wałęsającego się po lesie psa. - Robią to z głupoty i małego doświadczenia w polowaniu. Dopiero po ukończeniu pierwszego roku zaczynają uczestniczyć w łowach - wyjaśniała dr Nowak.

Wilki przez jednych demonizowane, przez drugich gloryfikowane mierzą się w swoim życiu z wieloma niebezpieczeństwami. - One prowadzą niebezpieczny tryb życia polując na dużo większe zwierzęta od siebie. Do tego nie są im obce takie choroby jak choćby świeżbowiec. Mocny wkład w selekcję wilka ma niestety człowiek. 63 proc. padłych wilków to ofiary wypadków na drogach, 23 proc. stanowią te zabite przez kłusowników. A człowiek nie tylko polowaniami na wilka wyrządza mu krzywdę. Wpuszczanie czworonogów do lasu wiąże się z przenoszeniem chorób, z którymi dzikie zwierzęta sobie nie radzą. Druga rzecz związana z naszymi pupilami, jest taka, że drapieżnik często decyduje się zabić psa, bo uważa go za innego wilka, który wszedł na jego terytorium. Efektem takich zdarzeń jest larum w mediach i chęć chwycenia za broń, bo "skoro wilk zagryzł psa to za chwilę rzuci się na dziecko".  - Wilki nie wiedzą, że psy nie są wilkami. Pies zagryziony w budzie przez wilka, to najpewniej taki, który wcześniej szwendał się po lesie. Wszedł na teren danej watahy a ta go wytropiła - wyjaśniała pani doktor posiłkując się konkretnymi przykładami. - Pamiętajmy, że las jest naturalnym środowiskiem wilka a nie psa. (...) Wilkom możemy podziękować za to, że czyszczą nasz ekosystem - mówił badaczka.

Robert Mysłajek w Stowarzyszeniu dla Natury "Wilk" zajmuje się genetyką i bardziej kryminalną stroną życia zwierząt, m.in. na zlecenie RDOŚ-iu ustala kto zagryzł bydło hodowlane. Dla rolników to kwestia ewentualnego odszkodowania za straty w inwentarzu. Sierść znaleziona na ogrodzeniu nie zawsze należy do wilka. Zdarza się, że tętnice przegryzł jego udomowiony krewny. W Polsce też zdarzył się przypadek hybrydy. - Hybryda zawsze bardziej przypomina psa niż wilka. Jeśli więc zobaczymy w stadzie wilków psa, możemy być pewni, że to hybryda - podkreślała pani doktor.


Dzisiejsza prelekcja była swoistym zastrzykiem wiedzy w pigułce. Przybyli na nią goście chętnie korzystali z okazji do zadawania pytań, ale i dzielili się swoimi doświadczeniami. - Jestem tym Czerwonym Kapturkiem, który przeżył. Mieszkałam na Mazurach. Wilka pierwszy raz widziałam w wieku 5 lat. Nigdy mnie nie nie zjadł - mówiła z wielką sympatią o zwierzęciu Monika Sawicka. Wilka na swojej drodze spotkała też kolejna pani weterynarz. - To było w okolicach Człuchowa. Jechałam na rowerze - wspominała Anna Spieszna. Zdaniem człuchowianki to nie wilk w lasach jest zagrożeniem, bo jeśli nie ma wścieklizny będzie przed człowiekiem uciekał, a wałęsające się hordy psów. - Sama kilka razy zostałam przez nie zaatakowana.

Jarosław Czarnecki z Nadleśnictwa Osusznica przypominając historię primaaprilisową sprzed lat pokazał jaką siłę ma sugestia. - Zamieściliśmy w bytowskim  tygodniu artykuł o tym, że wypuściliśmy wilki do okolicznych lasów. Tekst ukazał się w czwartek. Do momentu jego sprostowania redakcja otrzymywała informacje o widzianych wilkach. O to czy strategia zarządzania wilkiem ma sens i jak sprawić, żeby gatunek odzyskał wartość w oczach myśliwych pytał Michał Piotrowski z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Toruniu. Naukowiec tłumaczyła, że polowania na wilki tylko rozrywają ich strukturę socjalną. - Strzelanie do wilków w rozległym terenie leśnym zrobi więcej złego niż dobrego. Patrząc na ilość zwierzyny w naszych lasach tej spokojnie wystarczy dla wilków i myśliwych. Zresztą jak pokazały badania każda z grup obiera na cel zgoła inne osobniki. Wilki żywią się tymi słabszymi. - Wchodząc do lasu nie wolno nam zapominać, że jego mieszkańcy to dzikie zwierzęta. Nie głaskajmy wszystkiego co ma futerko. Jeśli znajdziemy rannego wilka zadzwońmy po pomoc. Wystraszone zwierzę potrafi zaatakować - uczulała prezesująca stowarzyszeniu. Zapytana o publikacje Adama Wajraka odpowiedziała: - Jego książka zrobiła dużo dobrego dla wilków. Dobrze, że jest ambasador zwierzęcia, które odbiór ma dość kiepski.


Powiązane artykuły:

Najnowsze artykuły:

pełna wersja Chojnice24  |  do góry

© chojnice24.pl  |  powered by intensys.pl