Strona główna

Biegiem do wolności

Biegiem do wolności

2018-02-08 11:24:29  |  Monika Szymecka

8 lutego przypada Święto Służby Więziennej. O codzienności "klawisza", ale też niecodziennych metodach resocjalizacji rozmawiamy z pracownikiem Aresztu Śledczego w Chojnicach Kamilem Grabowskim.

 

 

Monika Szymecka: Ilu funkcjonariuszy świętuje w Chojnicach? I czym różni się areszt śledczy, który mieści się przy ul. Pietruszkowej, od zakładu karnego, jak choćby ten w Czarnem?


Kamil Grabowski: - Areszt Śledczy w Chojnicach razem z Oddziałem Zewnętrznym w Czersku liczy ok. 100 funkcjonariuszy, począwszy od strażników do osób należących do tzw. administracji. Świętujemy podczas uroczystej akademii organizowanej w dużym gronie funkcjonariuszy na terenie aresztu. Święto jest zawsze okazją do nadania odznaczeń, awansów oraz przypomnienia misji, która towarzyszy tej specyficznej służbie. Podstawowa różnica między aresztem a zakładem polega na tym, że populacja osadzonych w zakładzie jest względnie stała, a w areszcie stale się zmienia. W aresztach nie odbywa się kary. Wyjątek stanowią osadzeni, którzy znajdują w nim zatrudnienie, pozostali transportowani są do zakładów karnych.

Od  ilu lat jest Pan w służbie i jak przez ten czas zmieniało się Pana patrzenie na resocjalizację? Były momenty zwątpienia w jej sens? A może własne sposoby na wskazanie kierunku powrotu do społeczeństwa?

- Pełnię służbę od  19 lat. Moje doświadczenie zawodowe zdobywałem w kilku typach jednostek penitencjarnych, różniących się także stylem i polityką prowadzenia, tzw. oddziaływań wychowawczych. Nie jestem absolwentem resocjalizacji, studiowałem politologię i filozofię, a wiedzę teoretyczną dotyczącą specyfiki oddziaływań penitencjarnych zdobywałem w szkole oficerskiej. Były to czasy szczególnie trudne dla funkcjonariuszy pełniących służbę w bezpośrednim kontakcie z więźniami, głównie z uwagi na permanentne przeludnienie zakładów trwające ponad dekadę. W takich warunkach idea resocjalizacji wydawała mi się mrzonką i nie było to odosobnione przekonanie. Był to także czas głębokich przemian dotyczacych polityki karnej i penitencjarnej w związku z kilkukrotną gruntowną  nowelizacją przepisów dotyczących wykonywania kary pozbawienia wolności: stawianie na podmiotowość więźnia, indywidualizację kary, a następnie wprowadzenie do praktyki systemu dozoru elektronicznego. Moje spojrzenie na resocjalizację również się zmieniało. Ostatecznie widzę i doświadczam mozliwości skutecznego wpływania na więźniów. Pojęcie resocjalizacji zakłada powrót więźnia do wolnej społeczności i normalne, tj. praworządne jego funkcjonowanie. Nie da się tego osiągnąć w całkowitej izolacji, należy więc maksymalnie wykorzystać możliwości prawne i umożliwić więźniom kontakt ze społecznością  poza murem. Jednym z wielu takich sposobów jest np. udział skazanych w zawodach sportowych otwartych dla ogółu.


Organizuje Pan w Lasku Miejskim biegi przełajowe dla osadzonych, funkcjonariuszy i wszystkich zainteresowanych. Gdzie i jak często ci pierwsi trenują? Na bieżni czy w terenie? Czy i kiedy mogą wyjść zza krat? Ile to osób?

- Stworzenie grupy treningowej biegaczy w areszcie to spore wyzwanie ze względu na duży "ruch osadzonych" tj. przyjęcia, zwolnienia, transporty. Kandydatów do udziału w zajęciach sportowych poszukuję wsród zatrudnionych w areszcie. Nadto takich którym, nie wchodząc w szczegóły, mogę zaufać – że nie uciekną, nie popełnią przestępstwa, bo treningi organizowane są poza murami. Kiedy już zbiorę grupę 3 do 5 osób, muszę pogodzić treningi z czasem pracy osadzonych, przy czym zatrudnienie stanowi priorytet. Muszę się dostosować do rytmu czasowego pracy więźniów. Trenujemy zwykle trzy razy w tygodniu, głównie na terenie Lasku Miejskego i bieżni stadionu miejskiego.

Nie mogę uciec od pewnego skojarzenia z tytułem filmu dokumentalnego "Bieganie to wolność". Tu rozumiana w tym dosłownym sensie. Nikt nie pojmie tego w taki sposób, jak ci tej wolności pozbawieni. Bieganie daje więźniom jej namiastkę?

- Nie znam tego dokumentu, ale myślę, że jego tytuł znakomicie oddaje znaczenie biegania w więzieniu: zrozumiałe jest ono w sensie dosłownym – godzina treningu poza murami to właśnie godzina wolności.

Czy zdarzyło się Panu wiele niebezpiecznych sytuacji? Czy o ryzyku myśli się codziennie idąc do pracy? Jak radzi sobie Pan ze stresem?

- Nie przypominam sobie wielu sytuacji, które zagrażałyby bezpośrednio mojemu bezpieczeństwu. Czuję się w pracy bezpieczny, a specyficzny stres wynika chyba z czegoś innego: deprywacja potrzeb osadzonych rodzi stres, który się  objawia w różny sposób, w postaci werbalnej agresji, roszczeniowych postaw. Często zmagamy się ze specyficznymi problemami osób z zaburzeniami osobowości albo zręcznymi manipulatorami. Mój sposób na stres to głównie siła, jaką daje mi wsparcie rodziny, ale także bieganie i osobiste pasje: muzyka klasyczna, teatr i literatura.

Jakie są pozytywne strony pracy w służbie więziennej?

- Myślę o wysiłku włożonym  w wiele przedsięwzięć, nie tylko związanych z bieganiem. Pozytywna reakcja osadzonych, często na drobną z naszej perspektywy pomoc staje się paliwem do dalszego działania.

Jak Pan reaguje na określenie z grypsery "klawisz"? Czy to dobrze Panu znany język? Może kilka nowych słów sprzeda Pan czytelnikom.

- "Klawisz" swoje znaczenie czerpie z łacińskiego "clavis", czyli klucz. Klucz jest tradycyjnym atrybutem strażnika więziennego wyposażonego w klucze do wszystkich cel. Nie ma ono chyba pejoratywnego wydźwięku. Nie mam problemu, kiedy nazywa się mnie klawiszem. Sam używam tego określenia. Mam wrażnie, że gwara grypsery powoli przechodzi do lamusa, choć są określenia, które weszły na stałe do potocznego języka. Przykłady Powszechnie znane "szlugi", "mandżur", czyli bagaż osadzonego, a mniej znane "szkiełko" - telewizor, fikoł - "taboret", "wypiska", czyli zakupy.

Czego życzą sobie pracownicy służby więziennej w tym dniu?

- Spokojnej służby.

To pozostaje mi życzyć tego spokoju oraz satysfakcji z pracy.

Powiązane artykuły:

Najnowsze artykuły:

pełna wersja Chojnice24  |  do góry

© chojnice24.pl  |  powered by intensys.pl