Strona główna

Książki planuje w... Excelu

Książki planuje w... Excelu

2018-01-19 22:27:09  |  Tekst Monika Szymecka, fot. (aw)

Niech Was to nie zmyli. Choć Jakub Małecki mówi o sobie, że jest umysłem ścisłym, z wykształcenia ekonomistą, to w środku kryje się dusza wrażliwca głodnego ludzkich historii. Na dzisiejszym spotkaniu w bibliotece autor "Dygotu", "Rdzy" i "Śladów" anegdotami sypał jak z rękawa. Ale prawdziwe historie czasem nawet w książce nie przejdą jako fikcja literacka i trzeba je nieco zmodyfikować.

 

Pisarz młodego pokolenia gościł dziś w Chojnicach w ramach cyklu "Czytamy z miłości do Ojczyzny w stulecie odzyskania niepodległości". O ile pewnych pytań o swoją twórczość mógł się spodziewać, to już te zadane przez prowadzącego spotkanie Marcina Szopińskiego o niepodległość i polskość, odbiegały od scenariusza autorskich spotkań z czytelnikami. - Jedyne co mogę dać czytelnikowi, to coś mojego, niepodległego - odpowiedział Jakub Małecki, podkreślając, że przy tym, iż pisze książki, takie jak chce i nie ulega wpływom z zewnątrz, np. politycznym. - Na Polskę nigdy nie narzekam. Dobrze mi się tu żyje. Polską literaturę odbieram pozytywnie. Czytam wielu różnych rodzimych autorów. Mamy się czym chwalić - ocenia pisarz nominowany do Nagrody Literackiej NIKE za "Ślady". Ostatnio urzeczony twórczością rówieśnika Wita Szostaka.

Okazuje się, że polskich pisarzy znają też Hindusi. Kuba Małecki niedawno miał okazję tego doświadczyć podczas targów książki w New Delhi, na których gościł wśród innych pisarzy ze starego kontynentu. Z wyjazdu przywiózł też inne spostrzeżenie dotyczące jakże pięknej różnorodności. - Miejsce urodzenia determinuje sposób pisania. Małecki sam zresztą nie ucieka od niego, osadzając akcję swoich książek w miejscach sobie bliskich, jak choćby "Rdzy", gdzie wraca do wydarzeń z 1941 r. Wówczas, 10 km od jego rodzinnego domu Niemcy po dokonanej rzezi palili zwłoki. Historii w jego książkach jest dużo. O jej znaczeniu dla pisarza pytał prowadzący spotkanie. - Wcale się nie interesowałem historią, dlatego muszę się dobrze przygotować osadzając bohaterów w realiach - przyznał autor, którego o wiele bardziej fascynują namiętności czy lęki przechodzące z pokolenia na pokolenia. Coś co dostajemy w spadku po przodkach, a nam się wydaje, że jesteśmy wyjątkowi i pierwsi. - Czyli los zwykłego człowieka wpisany w historię - trafnie podsumował Marcin Szopiński.

Nagradzany autor dziewięciu książek przez 8 lat pracował jako bankowiec. I choć uważa się za umysł ścisły, to jednak analizowanie cyferek i sprzedawanie kredytów nie było jego powołaniem. Na koniec swojej kariery w bankowości kombinował, jakby przelać na papier historie, zamiast wykresów z procentami, czym rozbawił zgromadzonych czytelników. A pomagali w tym zmyśleni klienci jak choćby Jan Fasola czy John Rambo, którzy jakoś dziwnym zrządzeniem losu nie mogli dotrzeć do banku na spotkanie. - Bez sensu. Nikt nie czyta książek w Polsce - mówili mu koledzy po fachu. Nie posłuchał, a na pisanie znalazł swój, jak mówi, nieoczywisty sposób. Czytelników lubi trzymać w napięciu, a miarą sukcesu są wyznania o przypaleniu ziemniaków, przegapieniu przystanku i zaspaniu do pracy.

Za to z poprzedniej pracy pisarzowi pozostał pewien reżim - wstaje rano i zabiera się do poprawiania scenariuszy, tłumaczeń, wreszcie swojej książki, mając konkretny plan.         - Książki planuję w Excelu - przyznał Jakub Małecki. W "Dygocie", gdzie łączą się ze sobą historie dwóch rodzin ważna jest chronologia, a do tego realia historyczne. Dbałość o szczegóły i perfekcjonizm przekładają się potem na wiele poprawek, ale i wykreślania fragmentów. - Nigdy nie mam tak, że napisałem całość i obwieszczam żonie, że skończyłem. Potem jeszcze wiele zmieniam. Sam nie lubi, kiedy czytelnikowi po trzy razy coś się powtarza. Książki pisze w zwykłym edytorze tekstów, bo najwygodniej nanieść poprawki. - Nie mam też żadnych specjalnych rytuałów, o których mógłbym opowiadać na takich spotkaniach z czytelnikami - śmiał się.

Odręcznie Małecki pisze za to listy. Pochłania go także ich lektura. Tych opublikowanych korespondencji, ale też zaadresowanych do siebie. - To niesamowite uczucie, gdy wyciąga się list ze skrzynki. A co dopiero, gdy na list odpowie Dawid Mitchell, autor "Atlasu chmur". Małecki nie posiadał się z radości, kiedy po 8 miesiącach przyszła odpowiedź na jego list. Powodem zwłoki wcale nie był braku czasu. List z Polski spadł za łóżko i znany pisarz trafił na niego podczas odkurzania. Ot, zabawna i symaptyczna historia. Od domowych prac i to w dodatku kuchennych nie stroni też polski autor. - Odnalazłem w sobie miłość do pieczenia ciast. Najbardziej do zapachu wydobywającego się z piekarnika - opowiadał literat. - Ale, że żona słodkiego nie bardzo. Ja do pracy nie chodzę, gdzie bym częstował. A sam blachy nie opanuję, żeby 100 kg nie ważyć za chwilę, to zacząłem fit ciasta piec. Brownie z czerwonej fasoli teściowa zjadła i nawet nic nie powiedziała. Sernik z kaszy jaglanej też okazuje się pyszny - rekomendował czytelniczkom zgromadzonym w bibliotece. A z lektur gorąco polecał "Ścieżki Północy" Richarda Flanagana.

W ramach cyklu spotkań autorskich z okazji stulecia niepodległości urząd miejski i biblioteka zaproszą jeszcze na dziewięć takich wydarzeń. Jedną z bohaterek ma być Martyna Wojciechowska. Rozmowy z podróżniczką są już podobno na finiszu.

Powiązane artykuły:

Najnowsze artykuły:

pełna wersja Chojnice24  |  do góry

© chojnice24.pl  |  powered by intensys.pl