Strona główna

Ostatni dzień targowiska na pl. Piastowskim

Ostatni dzień targowiska na pl. Piastowskim

2015-08-14 13:24:43  |  Tekst i fot. mz

Od poniedziałku firma budująca tam parking na zlecenie miasta wchodzi na tę część pl. Piastowskiego. We wrześniu radni mają podjąć uchwałę, w której wykreślą to miejskie targowisko z listy. Ostatniego dnia funkcjonowania na miejscu panował spory ruch. Spotkani klienci zgodnie mówili, że szkoda i żegnali się z zaprzyjaźnionymi sprzedawcami. Część dopiero dziś dowiedziała się, że to już ich ostatnie zakupy. Wielu podpisało się wcześniej pod petycją do magistratu, ale na nic się to zdało. - Do mnie to też jeszcze nie dociera - przyznaje handlujący tam Marek Kniter.

 

- Jak zwykle pojechałem po świeży towar. A około godz. 10 były już braki, bo np. klienci kupowali ziemniaki na zapas. Dziś to pewnie do 20 będziemy stać. Jutro mimo tego, że jest święto, będziemy zwijać stragan – mówi Marek Kniter, właściciel największego stoiska, które na placu przy gazowni ma już od 15 lat. - Pamiętam dokładnie mój pierwszy dzień. To było 2 sierpnia 2000 roku. Mam pamięć do dat – śmieje się przedsiębiorca, bo z wykształcenia jest właśnie historykiem. Nie ukrywa, że do branży trafił przypadkiem i choć na początku był mały ruch, to potem interes się rozkręcił. W najlepszych momentach w zieleniaku pracowało 6 osób. Dziś cztery razem z nim. Wszyscy na umowę o pracę.

Halina Kalinowska, która pracuje w warzywniaku od 10 lat, obsługiwała dziś klientów ze łzami w oczach. - Znamy się dobrze ze stałymi klientami, no i ekipę mamy fajną. Dogadywaliśmy się ze wszystkimi handlującymi na placu. Super się tu pracowało – przyznaje i nawet warunki pracy w małej budce i z zadaszeniem w postaci namiotu nie były jej straszne. - Pracować trzeba wszędzie – dodaje. Pani Halina z zawodu jest sprzedawcą. Czy ma jaką ofertę pracy, jakiś pomysł? - Na razie nic – odpowiada w międzyczasie, kiedy obsługuje klientkę.

- Szkoda mi, zwłaszcza personelu. Panie są bardzo miłe. Mam tu blisko i jest duży wybór – zachwala klientka pani Danka. - Szkoda, że tak się stało, że znikają. Nie wiem, gdzie teraz będę chodzić po  swieże warzywa i owoce. Jakoś trzeba będzie sobie radzić.

 

 

Państwo Bernadeta i Leszek Kłosowie byli stałymi klientami ryneczku, bo mieszkają w sąsiedztwie.

- Tu mamy dogodne dojście, blisko domu.  Wszyscy tu kupowali z góry, z osiedla Kolejarz i pobliskich ulic oraz pół miasta, ale widać nikogo to nie interesuje... – zauważa pan Leszek. - Targowisko na Młodzieżowej jest daleko, a Angowicka tylko trzy razy w tygodniu i to do południa – dodaje. - A dla kogo te parkingi będą? - pyta. W pobliżu ma powstać pasaż handlowy, gdzie w planie są różne sklepiki, m.in. z pieczywem czy mięsny. Czy będą tu chodzić? - Niespecjalnie, przecież takich sklepów jest pełno – uważają Kłosowie.

- Będzie brakować tego zieleniaka, bo wcale nie ma ich za wiele w mieście. To niedobre posunięcie – uważa Ryszard Gałczyński z Charzyków. - Niedługo tylko w markecie będziemy kupować, a jak są zieleniaki, to markety też muszą patrzeć na taką konkurencję – dodaje stały klient bazarku. - Władza powinna swoich wspierać. A u nas ciągle jest brak myślenia o dobru wspólnym, a takim są w tym wypadku miejsca pracy – swoje poglądy wykłada podczas dyskusji z Markiem Kniterem. - Gdy ktoś zostawia u mnie złotówkę, to ja ją dalej wydaję tu na miejscu. Ten pieniądz zostaje w obiegu, a nie trafia do obcego kapitału – podkreśla przedsiębiorca, który zawiesza działalność i póki co jedyny plan, o którym mówi głośno, to urlop.

Pan Marek nie jest tu jedynym handlującym, ale jak wszyscy powtarzali zgodnie, nikt tutaj sobie w paradę nie wchodził. A na pożegnanie były nawet pamiątkowe zdjęcia. Kazimierz Kiedrowicz dwa razy w tygodniu przyjeżdża do Chojnic z Obkasu w gminie Kamień Krajeński. Płody rolne z własnego gospodarstwa sprzedaje od 2002 roku. Ma także swoją pasiekę. - Już tyle lat tu przyjeżdżam, że mam stałych klientów. Trzeba mieć po prostu dobry towar, żeby przyciągnąć. Nas ocenia klient – podaje receptę. Dziś sprzedawał głównie ziemniaki, ale też ogórki, wspomniany miód czy kwiaty. Na początku lata przywozi też truskawki. Teraz z własnym towarem będzie jeździł na Angowicką. - Nie mogę przecież zrezygnować. Uprzedziłem moich klientów – mówi. - Jacyś pewnie odejdą, ale może nowi przyjdą. Jestem dobrej myśli – dodaje. Decyzję o zlikwidowaniu targowiska na Piastowkim uważa za błędną. - Unia przecież daje pieniądze na rynki, gdzie są lokalne produkty – argumentuje. - A do tego miejsca pracy znikną...

Ziemniaki i miód u pana Kazika kupuje emerytka, pani Helena, która mieszka w sąsiedztwie. - Mam czas, to przejdę się dalej dla relaksu – śmieje się chojniczanka. - Z drugiej strony jestem coraz starsza. Szkoda, że bazar nie został pod ręką. Trzeba było to uzgodnić i zostawić stragany na placu Piastowskim – uważa. A o handlujących panach Marku i Henryku ma bardzo dobre zdanie. - Tacy uczciwi. Jak coś będzie nie tak, to nawet zwrot zaproponują – zachwala. Na obu stoiskach zaopatruje się też pani Grażyna z Chojnic. - Często przyjeżdżam z mężem. Są dobre ceny i towar, no i autem blisko. Gorzej w tym roku przez te budowy – przyznaje. O likwidacji targowiska nie wiedziała. - Jestem zaskoczona. Tu było fajnie, bo po południu po pracy można było podjechać...

Pani Hanna Kierszk z córką Magdaleną na pl. Piastowskim sprzedają plony ze swojego ogrodu i działek od dwóch lat. - Pieniądze tutaj zarobione wystarczają nam na paliwo i jedzenie - mówi kobieta. Za swoje stoisko uiszczają 2,20 zł opłaty targowej dziennie. - Stoimy około siedmiu godzin, mniej więcej od 7.30 do 14.00 - mówi pani Hania. Co zrobią po 14 sierpnia? - Staniemy na Angowickiej. Szkoda tego miejsca, bo zdążyliśmy się zgrać. Ludzie są uprzejmi, Szkoda, że się skończyło - ubolewa.

Powiązane artykuły:

Najnowsze artykuły:

pełna wersja Chojnice24  |  do góry

© chojnice24.pl  |  powered by intensys.pl