Ostatnia kadencja w senacie
Dziś mija 25 lat od zakończenia obrad okrągłego stołu. Ta rocznica był okazją do podsumowania ćwierćwiecza wolności. Gościem spotkania zorganizowanego przez lokalne struktury Platformy Obywatelskiej był wicemarszałek senatu Jan Wyrowiński, w latach 80. działacz Solidarności.
Piątkowa wizyta (4.04) w pewnym sensie miała charakter sentymentalny. Jan Wyrowiński urodził się w Brusach, gdzie chodził do szkoły podstawowej. Potem uczęszczał do chojnickiego liceum. Następnie był Gdańsk, Toruń, wreszcie Warszawa, bo przez kilka kadnecji zasiadał w sejmowych, a następnie senackich ławach. - Czuję się mocno związany z Kaszubami i Pomorzem. Zawsze staram się pamiętać o korzeniach – podkreśla wicemarszałek senatu. To jednak jego ostatnia kadencja, bo – jak sam przyznaje, nie może się już odnaleźć w wielkiej polityce, która wdziera się wszędzie coraz brutalniej. - Chcę się z niej wycofać. To moja ostatnia kadencja. Więcej można zrobić oddolnie i poczuć siłę wspólnoty – deklaruje Jan Wyrowiński. Zwraca też uwagę na różnice między pracą w sejmie a senacie. W tym ostatnim polityka ma inny wymiar. - Nie skaczemy sobie do oczu. Nie ma kamer i dziennikarzy. Pod tym względem senat jest skuteczniejszy – zauważa polityk. Wyraża też nadzieję, że przygotowywany projekt nowelizacji ustawy o kombatantach zostanie przyjęty jeszcze przed 4 czerwca, czyli w rocznicę pierwszych częściowo wolnych wyborów parlamentarnych.
Gość wczorajszego spotkania był uczestnikiem wydarzeń sprzed 25 lat, a zmiany, które od tego czasu zaszły, ocenia na plus. Nie zgadza się z opiniami, które pojawiły się w komentarzach na chojnice24 pod zapowiedzią jego wizyty. - Muszę się odnieść do wpisów, że Polska jest krajem zniewolonym. Mam nadzieję, że piszą to ludzie młodzi, którzy nie są w stanie tego skonfrontować – polemizuje wicemarszałek. Wyrowiński zaznacza też, że ma świadomość, iż krytycznie oceniają zmiany ofiary transformacji, czyli ludzie, którzy na zmianach nie skorzystali i nie odnaleźli się w nowej sytuacji, np. słuchacze toruńskiej rozgłośni. - Ci dzwonią i na antenie wylewają swoje żale - mówi polityk związany z Toruniem, który w 2002 roku startował tam w wyborach na urząd prezydenta.