Strona główna

Bił mnie rurą od odkurzacza

Bił mnie rurą od odkurzacza

2013-02-07 15:00:00  |  Rozmawiał Łukasz Ryl

Pani Krystyna przez 10 lat była ofiarą fizycznej i psychicznej przemocy domowej. Sprawcą przemocy była dla niej osoba najbliższa – jej mąż. O problemie przemocy w rodzinie rozmawiamy z jej ofiarą, a także z dyrektor Ośrodka Profilaktyki Rodzinnej Agnieszką Kortas Koczur.


- Wszystko zaczęło się 17 lat temu. Już w tamtym czasie odkryłam jego uzależnienie od alkoholu i narkotyków. W wieku 26 lat, gdy byłam z nim pierwszy raz w ciąży, próbował mnie bić. Bił mnie wtedy rurą od odkurzacza - opowiada pani Krystyna. - Po urodzeniu pierwszego syna przeszkadzał mu nawet płacz dziecka. Przez te całe dziesięć lat incydenty związane z przemocą w postaci bicia mnie i kopania, zdarzały się coraz częściej. Potrafił dusić mnie, a nawet przykładał mi wiatrówkę do głowy. Doszło do tego, że na boso musiałam uciekać z domu, kiedy on wpadał w szał i gonił mnie grożąc, że mnie zabije. Pewnego dnia wywiózł mnie do lasu. Tam uszkodził mi błonę bębenkową w prawym uchu, uderzając moją głową o drzewo.

Straszenie, grożenie, onieśmielanie, niszczenie własności (zniszczenie telefonu pod wpływem narkotyków), to codzienne rytuały, jakie zapewniał mąż swojej żonie. Były awantury, krzyki. Cała ta sytuacja odbiła się na dzieciach (chłopcy obecnie w wieku 10 i 13 lat).

- Dzieci moczyły się w nocy, były przestraszone, nie mogły prawidłowo funkcjonować na lekcjach. Często razem z dziećmi zmuszona byłam uciekać z domu do rodziców. Przez te 10 lat związku małżeńskiego znęcał się nade mną, ale... zawsze było ale... zawsze dawałam sobie nadzieje, że on się zmieni, wierzyłam we wszystkie jego obietnice, że się poprawi, że przeprasza. Miałam poczucie winy, że nie mogę zostawić go samego, martwiłam się, że zrobi sobie krzywdę.

Pani Krystyna w rozmowie zdradza nam, że nawet kiedy kilkakrotnie zdobyła się na odwagę zgłoszenia faktu na policji, po kilku dniach wycofywała oskarżenie. Bała się, że jak mężczyzna poniesie karę za swoje zachowanie (zostanie skazany z art. 207 przed sąd) to wpadnie w furię i zrewanżuje się jej.

- Pomoc znalazłam w Ośrodku Profilaktyki Rodzinnej, gdzie przez 1,5 roku uczęszczałam na grupę wsparcia dla ofiar przemocy w rodzinie, prowadzoną przez dyrektor placówki Agnieszkę Kortas-Koczur. Dużo się podczas tych spotkań nauczyłam, jednak trochę czasu musiało wtedy minąć, żeby dojrzeć do tego, co ja chcę zrobić dalej ze swoim życiem. Tam właśnie nastąpił przełom. Spotkania utwierdziły mnie w przekonaniu, że czas to wszystko przerwać. Chodziło przecież o dobro dzieci. To tutaj pracownicy ośrodka nazwali rzeczy, dziejące się w moim domu, po imieniu.

Pani Krystyna podjęła decyzję o wprowadzeniu się do Hostelu Ofiar Przemocy w Rodzinie, w którym przebywała pięć miesięcy.

- Okres, który tam spędziłam, zawsze będę wspominać bardzo dobrze. Było tam przede wszystkim bezpiecznie. O każdej porze, gdy miało się jakiś problem, można było zwrócić się o pomoc do pracownika. Śmiało można powiedzieć, że dzięki hostelowi odżyłam na nowo. Dostałam nowe życie. Zostałam również objęta bezpłatną pomocą ze strony prawnika i psychologa.

Policja założyła mężowi Krystyny niebieską kartę. W niedługim czasie został skazany na karę dwóch lat pozbawienia wolności, którą odbywał w areszcie w Chojnicach. Jednak nawet izolacja za więziennymi murami nie przeszkodziła oprawcy w stosowaniu dalszej przemocy.

- Dochodziło do tego, że dzwonił do mnie z aresztu i szantażował mnie telefonicznie. Wzbudzał we mnie poczucie winy, mówił że się tam zabije, powiesi, że to wszystko moja wina.

Wspominając tamte sytuacje, pani Krystyna ze łzami w oczach opowiadała nam, jak bardzo czuła się upokarzana, poniżana, jakie wtedy miała poczucie niższości i depresje. Pytaliśmy ją dlaczego nikt nie reagował? Gdzie byli rodzice, sąsiedzi, znajomi? Odpowiedziała: - Wszyscy bali się cokolwiek powiedzieć, czy cokolwiek robić. Bali się, że mąż może się później z nimi policzyć.

Pani Krystyna podkreśla, że dzięki pracownikom hostelu, którzy chodzili z nią na rozprawy sądowe, miała odwagę stanąć twarzą w twarz ze swoim sadystycznym mężem.

Na koniec rozmowy zapytana, czy żałuje podjętej decyzji, pani Krystyna odpowiedziała: - Żałuję tylko, że nie mogłam zapobiec temu wszystkiemu szybciej, że tak długo zwlekałam by zrobić ten pierwszy krok. Teraz mamy spokój wewnętrzny. Wiem, że już nigdy więcej do takiej sytuacji nie dojdzie, bo jestem o jeden krok mądrzejsza. Nie żałuję tej decyzji. Od tego czasu minął już ponad rok, jestem bardzo szczęśliwa, bo znalazłam sobie drugą połówkę i życie zaczęło się na nowo. Moje dzieci widzą teraz po mnie, że jestem inną osobą, radosną, pełną energii, jestem bardziej odważna.

Placówka znajdująca się przy ulicy Strzeleckiej 31 w Chojnicach w poprzednim roku udzieliła łącznie 1643 porad, w tym: prawnik 585, pedagog-socjoterapeuta 267, kurator 25, terapeuta uzależnień 359, psycholog 201, specjalista ds. przemocy w rodzinie 206. Jeżeli masz jakiś problem i chcesz go rozwiązać, odsyłamy również na nowo powstałą stronę ośrodka pod adresem: strona ośrodka www.opr-chojnice.pl

- Kobiety, które zostają przy mężu tyranie, cierpią na syndrom wyuczonej bezradności.  Pomimo  podejmowanych licznych prób zmiany swojej sytuacji, nie przynoszą one zamierzonego rezultatu, przez co wzrasta w nich poczucie bezradności, bierności, pasywności. To zdecydowanie zmniejsza ich motywację do dalszego działania. Kobieta staje się coraz bardziej uległa, zrezygnowana, nie podejmuje żadnych działań, zaczyna wierzyć w to, że zawsze znajdzie się powód, za który zostanie ukarana. Brakuje jej wiary, nadziei, przekonania o tym, że może być inaczej, lepiej. Kobiety te godzą się ze swoim losem i decydują się na dalsze życie w krzywdzącym związku. Często powtarzają sobie: "W mojej sytuacji naprawdę nic nie można zrobić”, „Gdyby tylko on chciał się zmienić”, „Może zrozumie…” . Ponadto kobiety te nie mają pracy, pieniędzy, są zależne finansowo, nie mają miejsca, do którego mogłyby pójść, odczuwają strach przed reakcją partnera, wierzą jego obietnicom, że rzeczywiście się zmieni. Jednak tak, jak bezradności można się „wyuczyć”, tak też można się jej „oduczyć. Na szukanie pomocy nigdy nie jest za późno - mówi dyrektor placówki Agnieszka Kortas Koczur.

Powiązane artykuły:

Najnowsze artykuły:

pełna wersja Chojnice24  |  do góry

© chojnice24.pl  |  powered by intensys.pl